Dobry i mądry film. Trochę o nieudanym, przegranym życiu, trochę o naszych licznych fobiach i dziwactwach, trochę o samotności, w jaką często wpadamy, niekoniecznie do końca świadomie. I jeszcze o wewnętrznym, nieuchronnym spustoszeniu, postępującym nieubłaganie z czasem. Dobrą i celną metaforą jest umieszczenie części akcji gdzieś w opustoszałym nadmorskim kurorcie, który zresztą lata świetności zdaje się mieć dawno za sobą. Podobnie jak trójka bohaterów, którzy już dawno pożegnali się młodością. Jest w tym filmie sporo prawdy, jest trochę niegłupiego humoru, który całą opowieść czyni bardziej ludzką i łatwiejszą do zniesienia. I jest cała przestrzeń melancholii. A wszystko w nastroju niespiesznej, życzliwej, lecz bardzo wnikliwej obserwacji. Polecam.
Swoją drogą - co my właściwie wiemy o kinematografii Urugwaju, kiedy takie "Whisky" dociera do nas z trzyletnim poślizgiem?